Nieformalne Stowarzyszenie Miłośników Opery i Baletu działa przy Miejsko-Gminnej Bibliotece Publicznej w Wyszkowie od października 2008 r. Wtedy to, po zakończeniu ministerialnego projektu pn. "Dobrosąsiedzkie Obserwatorium Kulturalne", poświęconego literaturze i kulturze Ukrainy, zorganizowaliśmy wycieczkę do Złoczowa i Lwowa. Poza tradycyjnym zwiedzaniem zabytków, ważnym punktem programu była opera G.Verdiego "Bal maskowy". I tak, w świetle dnia, podziwialiśmy przepiękny gmach lwowskiego Teatru Opery i Baletu, a wieczorem zachwycaliśmy się przepychem jego wnętrza i doskonałym przedstawieniem operowym. Wszystko razem wprawiło nas w tak niezwykły nastrój i tak nas emocjonalnie zbliżyło, że musiało to zaowocować czymś pięknym, trwałym i bezinteresownym. Mamy więc nasze nieformalne Stowarzyszenie Miłośników Opery i Baletu! "Grupa lwowska" to jego matecznik, ale Stowarzyszenie jest otwarte na innych i już potroiło swoją liczebność.
Mniej więcej raz w miesiącu jeździmy do Teatru Wielkiego Opery Narodowej w Warszawie a raz w roku wybieramy się do opery poza granice Polski. Tradycyjnie są to opery w krajach, których literaturę i kulturę nasza biblioteka promuje w ramach kolejnych edycji "Dobrosąsiedzkiego Obserwatorium Kulturalnego". Byliśmy zatem, poza wspomnianą i niezapomnianą(!) operą lwowską, w operze wileńskiej i ryskiej. Mamy też swoje niespełnione (do czasu!) marzenie: Wiener Staatsoper!
Specjalnie dla nas przyjechał do wyszkowskiej biblioteki znany litewski eseista, prozaik, dramaturg i librecista Herkus Kuncius, by opowiedzieć nam o swoich operowych fascynacjach. Wielką niespodzianką był fakt, iż przyjechała z nim żona Sigute Trimakaite, śpiewaczka uznawana za ?pierwszy głos Litwy?. Cudowna, bezpośrednia, wyśpiewała spontanicznie najczystszym sopranem kilka litewskich pieśni (pomagał jej tylko mały kamerton). Jak do tej pory, był to najbardziej niezwykły koncert w naszej bibliotece.
Wielkich wzruszeń dostarczyło nam krótkie spotkanie z panią Zofią Posmysz przed warszawską premierą Pasażerki? M. Weinberga. Pani Zofia doceniła urodę bukietu, który przywieźliśmy jej z Puszczy Białej, a my - tak jak cała publiczność Teatru Wielkiego - wyraziliśmy uznanie dla jej twórczości i życia, wstając z miejsc jak zahipnotyzowani, gdy tylko pojawiła się na scenie, po zakończeniu spektaklu. Nie wiem, czy nie był to dla nas najbardziej przejmujący moment, to zderzenie, obozowa sceneria i Maria Posmysz, dzisiejsza Marta. Dziwne? Wydawało mi się, że te brawa, które tak biliśmy i biliśmy ze smutnymi twarzami, to jeden wielki wewnętrzny szloch.